Krzysztof Mazur z Klubu Jagiellońskiego w kuriozalnym wywiadzie dla Kultury Liberalnej stwierdza: „Chyba coś jest nie tak z aksjologią państwa, które chce ingerować w drzewostan na mojej posesji, ale pozostawia mi wolność w decydowaniu o życiu drugiego człowieka” [chodzi tu o kwestię aborcji – przyp. KP]. Sądzę, że jeśli jest tu coś kuriozalnego to światopogląd, w którym w ogóle dochodzi do zrównania kwestii aborcji z kwestią wycinki drzew.
W myśl konserwatywnego liberalizmu (explicite wyrażają to klasycy libertarianizmu) istnieje jakaś głęboka analogia między prawem własności (rzeczy) a prawem do samoposiadania własnego ciała – jest to jeden z parafilozoficznych argumentów za mitem świętego prawa własności. Tymczasem żadnej takiej analogii nie ma. Nie ma żadnego naturalnego uprawnienia do dysponowania drzewami, złożami boksytu czy samochodami: „własność prywatna” to system zinstytucjonalizowanej fikcji, który jako społeczeństwo utrzymujemy ponieważ implicite uznajemy to za wygodne, ale w każdej chwili możemy to zawiesić lub ograniczyć. Nie ma zaś i być nie może żadnej analogii między naszym stosunkiem do naszych ciał a naszym stosunkiem do czegokolwiek innego, bowiem jesteśmy własnymi ciałami, a o żadnej innej rzeczy tego powiedzieć nie można. Stąd wolność do dysponowania własnym ciałem (w granicach wyznaczanych przez ciała innych) jest nienegocjowalna, a wolność do dysponowania tzw. „własnością prywatną” słusznie podlega i podlegać powinna licznym ograniczeniom.
Ideologia, która nie widzi problemu w tym, że szeroko rozumiana wspólnota polityczna określa jak pewne grupy ludzi maja postępować z własnymi ciałami, a sferą realizacji własnej podmiotowość ma być wolność do nieograniczonego zarządzania arbitralnie określonym zbiorem rzeczy, wydaje mi się w jakimś sensie psychopatologiczna – odrywamy się od siebie, by zająć się zarządzaniem tym, co nami nie jest i nigdy nie będzie. Naturalnie ten wywód nie przekona zanurzonych w tomistycznej czy kartezjańskiej metafizycznej mitologii konserwatywnych liberałów – ale być może przynajmniej wskaże im, jak bardzo egzotycznym jest to, co dla nich jest „naturalne”.